Spowiedź święta

Literatura - artykuły

Home | Z Katechizmu | Stałe Konfesjonały | Literatura | Porady | Inne

Formacja sumienia - cz. 9


081. Szczesc Boze! Nurtuje mnie sprawa, z która nie moge sobie poradzic. Jakis czas temu bylam "swiadkiem" jak moja kolezanka, przystapila zaraz nastepnego dnia po Poniedzialku Wielkanocnym (wtedy miala miejsce pielgrzymka maturzystów na Jasna Góre) do komunii sw. , mimo, ze wczesniej oznajmila mi, ze w poniedzialek nie poszla na msze sw, z powodu obawy przed tradycyjnym oblewaniem. Ja niestety nie zwrócilam jej uwagi, ze chyba nie powinna przystepowac do komunii sw, i to wlasnie trapi mnie do tej pory i nie moge sobie z tym poradzic. Po tym zdarzeniu juz kilka razy przystepowalam do spowiedzi, ale za kazdym razem nurtuje mnie pytanie, czy te spowiedzi byly wazne (choc wyjawilam na nich mój problem), mimo, ze po nich i tak nie mialam odwagi poruszyc tej kwestii z ta osoba (tym bardziej, ze od tego czasu minelo juz kilka lat i nie wiem nawet, czy ona bedzie wiedziala o co chodzi). Niedawno zreszta dowiedzialam sie, ze obecnosc na mszy w Poniedzialek Wielkanocny nie jest obowiazkiem, ale w momencie , gdy wyzej opisane wydarzenie mialo miejsce nie wiedzialam o tym i bylam przekonana, ze jest obowiazkiem (zreszta osoba, o której mowa tez z pewnoscia nie wiedziala, ze obowiazku takiego nie ma) i uznalam jej czyn za swietokradzki (choc nie mnie to oceniac). Prosze mi poradzic, czy powinnam porozmawiac z ta osoba, czy zostawic to wszystko w rekach Pana Boga , i czy spowiedzi moje byly wazne? Drugi problem polega na tym, ze nie oddalam rzeczy pozyczonej (wartosc jej nie jest duza ok 12 zl), a to z powodu braku kontaktu z osoba od której ja pozyczylam. Gdybym bardzo sie postarala, pewnie udaloby mi sie ustalic adres tej osoby, ale byloby to raczej klopotliwe. I mój koleny problem, czy moje spowiedzi byly wazne, czy powinnam je powtórzyc, gdyz rzecz o której mowa pozyczona zostala kilka lat temu i od tego czasu kilkakrotnie bylam u spowiedzi, po czym dalej tej rzeczy nie oddawalam. Musze jeszcze dodac, ze fakt, iz tej rzeczy nie oddaje, nie wynika bynajmniej z tego, ze chce ja zatrzymac i nie chce jej oddac, tylko z pewnych utrudnien ze skontaktowaniem sie z ta osoba. Przepraszam za zawilosci tej wypowiedzi i prosze o odpowiedz mailowa. Z góry dziekuje. Z Panem Bogiem. E.K

Niechze Pani machnie reka na te zawilosci. Prosze tez nie stawiac sobie pytania o spowiedz, czy byla wazna, czy nie, ale cieszyc sie, ze Pan Jezus przez spowiednika, podczas spowiedzi, dal Pani znak, ze ani on, ani jego Kosciól, nie dosc, ze nie gniewaja sie na Pania, to jeszcze milo im, ze doszlo do pojednania. Tym mnozeniem pseudoproblemów psuje sobie Pani smak chrzescijanskiej radosci. Prosze tez nie tropic w naszych bliznich potkniec, bo nikt z Pania nie bedzie mógl wytrzymac dluzej jak trzy minuty. Cierpliwosc jest piekna cecha chrzescijanina. Pozdrawiam. Waclaw Oszajca SJ

* * *

082. Moje zycie religijne jest jak cztery pory roku. Nie jestem równa - zawsze taka sama. Po spowiedzi - wiosna - niesmiala, jeszcze niezbyt pewna siebie ale swieza i pelna nadziei. Potem lato - dojrzala, goraca milosc do Pana Jezusa, gotowa na wszystko. Jesien - przyzwyczajenie, oczywistosc. GRZECH i to jest zima - mrozna z wichrami mysli, przygnebienie z powodu zdrady, slabosci. Czasami trwa dlugo, jest wielkim cierpieniem.Trudno skorzystac z sakramentu pokuty. Chcialabym, zeby wszystko bylo inaczej - spokojnie, normalnie ale niestety nie jest i nie umiem sobie z tym poradzic. Przez mysl o nieuchronnosci popelnienia grzechu stracilam radosc i spontanicznosc. Duzo sie dowiedzialam i nauczylam dzieki temu Forum. Licze na wasza pomoc. Krystyna

Witaj. Napisalas ze przez mysl o nieuchronnosci popelnienia grzechu stracilas radosc i spontanicznosc. Owszem, grzech/grzechy sa w pewien sposob nieuchronne, kiedy stopniowo nasza relacja z Bogiem staje sie uspiona i coraz slabsza (taka jesienna pora). Kiedy juz nieszczescie sie wydarzy, choc tyle sobie obiecywalismy i postanawialismy, i rzeczywiscie sie staralismy wydaje sie nam, ze Bog tym razem juz zapewne nam nie przebaczy. W sercu utrwalamy obraz Boga urazonego i karzacego, pragnelibysmy pojednania ale wydaje sie nam to nie prawie niemozliwe (pora zimy). Ze taki obraz Chrystusa Jezusa jest falszywy, przeczuwamy - nie mniej w takich okresach smutku, przygnebiena - sami siebie najczesciej przekonujemy ze jest inaczej i poddajemy sie pokusie odwlekania momentu pojednania.
Pan prowadzi kazdego jego indywidualna droga i to o dla jednego bedzie skutecznym lekarstwem niekonieczne musi byc dla drugiej osoby . Przyblizajac sie do Boga coraz lepiej poznajemy samych siebie. Czasem to poznane jest bolesne, bo nie jest latwo zaakceptowac i nazwac swoje wlasne slabosci. Mysle, ze orientujesz sie z czym masz najwieksze trudnosci w swoich jesiennych okresach -moze z modlitwa,moze z medytacja, z uczestniczeniem we mszy swietej, z cierpliwym znoszeniem przywar bliznich itd.itp. ? Jesli mozna doradzic, to wlasnie w tym czasie stopniowego "zasypiania" skorzystaj z sakramentu pokuty, zwracajac wlasnie uwage na narastajaca letniosc relacji z Bogiem, bliznim i swiatem. W sytuacjach tego okresu przyjrzyj sie co wywoluje Twoje zniechecenie i wspolnie ze spowiednikiem zastanow sie co Bog pragnie Ci poprzez ten czas przekazac i powiedziec. Jakie natchnienia Tobie posyla, do czego zacheca?
Pokusy atakuja stopniowo to co w nas jest najslabsze. Naszym zadaniem jest rozpoznawac te sytuacje w swietle milosci Boga. To On da Tobie sile i moc aby im sie nie poddawac. Jesli nawet jednak, za pierwszym, za drugim razem sie nie uda, to nalezy prosic Boga o pomoc , probowac i nie zniechecac sie.
Naszemu przeciwnikowi na niczym tak nie zalezy jak wlasnie na przekonaniu nas ze mozemy sobie sami ze wszystkim poradzic i bez Bozej pomocy nie bedziemy upadac , a kiedy juz upadniemy na wywolaniu zniechecenia i wrazenia ze moze inni nie, ale ja / Ty jestesmy skazani na grzech.
Moze warto rowniez przyjrzec sie swojemu zyciu religijnemu, praktykom. Czy za duzo na siebie nie bierzemy, zaniedbujac obowiazki stanu, prace, domownikow, znajomych. Im dalej sie postepuje w zyciu duchowym, tym bardzie praktyki religijne cechuje prostota.
By moze pomoca beda ksiazki o zyciu duchowym i modlitwie. Zajrzyj do internetowych ksiegarni np. do ojcow salwatorianow. Na pewno znajdziesz dla siebie pozycje, ktore pomoga omijac "zime" a jesien stanie sie czasem zbierania owocow i planowania nastepnych siewow.
Serdecznie pozdrawiam. Zapewniam o modlitwie.
Barbara Karpinska

* * *

083. Jakie moga byc podstawy zle uksztaltowanego sumienia, które moze byc albo nadwrazliwe lub niewrazliwe? Pozdrawiam

Ksztaltowanie sumienia odbywa sie m. in. poprzez edukacje moralna (intelektualna), poznanie prawa moralnego z uzasadnieniem odpowiednich norm, troske o rozwój zycia modlitwy, towarzyszenie duchowe, wysilek ascetyczny, zycie sakramentalne czlowieka. Jesli w którejs z pozycji sa pewne braki lub nadinterpretacje, bardzo latwo wpasc w niewrazliwosc czy nadwrazliwosc sumienia. Wieslaw Faron SI

* * *

084. Czy jest jakaś rada na utratę wiary? Wiara uchodzi ze mnie jak z przebitego balonika. To znaczy wierzyć chcę, nawet bardzo, ale wobec tego, dokąd zaufanie Bogu mnie doprowadziło, po prostu nie mogę. Bliskość dobrego Ojca, który wprowadza w ślepą uliczkę, sprawia ból nie do zniesienia. A najciekawsze jest to, że mam taką pewność Jego miłości, że nie wierzę, by się obraził, gdy Go zostawię.

Przeżywa Pan/i bardzo piękny czas dochodzenia do własnej wolności i do poszanowania wolności Boga, a więc podstaw wiary. Prawdziwość naszej więzi z Bogiem, a więc wiary, poznaje się między innymi po tym, że bywa ciężko, bardzo ciężko.
Co do owej ślepej uliczki, to raczej my się tam sami zapędzamy, a potem winę zrzucamy na innych, w tym na Boga, ale nie wiem, czy to dotyczy sytuacji w jakiej się Pan/i znalazł. Pozdrawiam. Wacław Oszajca SJ

* * *

085. Kochani, wczoraj minął równo miesiąc od mojej ostatniej spowiedzi, więc od rana przygotowywałam się do spowiedzi kolejnej. Długo się modliłam o rozeznanie grzechów, potem próbowałam zrobić 'bilans' grzechów i - o zgrozo - nic mi nie przychodziło do głowy. Szczegółowe rachunki sumienia nie pomagały - na każde pytanie odpowiedź była 'nie'. Cały miesiąc żyłam różańcem, i nawet nie miałam czasu nagrzeszyć. Rachunek typu 'przeanalizujmy co złego zrobiłam wczoraj' nie pomagały również: wczoraj byłam w Ogrójcu, przedwczoraj w Nazarecie, w niedzielę w Emmaus. Przecież nic złego tam zrobić nie mogłam, cały czas byłam przy Jezusie i Maryi. Zaczęłam zastanawiać się nad zaniedbaniami. Znalazłam parę, ale mówienie o nich wydawało mi się skrupulanctwem. W dodatku jak tu żałować zaniedbań, skoro zaniedbałam drobiazgi na rzecz modlitwy. W pewnym momencie poczułam, że to wielka łaska - że Pan Jezus chronił mnie od zła, od grzechu, dzień po dniu, przez cały miesiąc różańcowy. Że był przy mnie cały czas i szatan nie miał do mnie dostępu. Że nie czuję się bezgrzeszna z samej siebie, tylko że taką ochronę od złego, moc, dostałam w tym miesiącu od Boga. Potem pojawił się strach, że chyba najgorszym grzechem jest czuć się bezgrzesznym. Nie móc rozeznać swoich grzechów. Jak się z tego wyspowiadać? Jak wzbudzić w sobie żal, jeśli ten miesiąc był taki cudowny, jeśli dzień po dniu czułam się, jakby Jezus nosił mnie na rękach? I czy to w ogóle możliwe, żeby człowiek tyle czasu non-stop był chroniony przed złem? Pomyślałam, że może w konfesjonale przyjdzie lepsze rozeznanie. Uklękłam i... nic do powiedzenia. Pomyślałam, że najgorzej, jak zacznę wymyślać jakieś grzechy, których nie popełniłam, albo powiem, że na pewno nagrzeszyłam, ale nie wiem jak. W końcu wypaliłam, że nie umiem rozeznać swoich grzechów, że w zasadzie przez ten miesiąc czułam się bezgrzeszna. Przeraziłam się, że biedny ksiądz zaraz wyrzuci mnie z konfesjonału, ale był miły i dobry, zrozumiał mnie - mówił, że zawsze mamy jakieś grzechy lekkie, z którymi musimy walczyć, że nie chodzi o to, żeby szukać dziury w całym, tylko się uświęcać. W końcu wymieniłam parę moich wad, co i tak wydaje mi się dziś naciągane, bo rzeczywiście nie uzewnętrzały się one w tym miesiącu, i jedną kłótnię, która trwała 10 minut i zakończyła się uściskami. Pomyślałam, że mówię jak buchalter. Powiedzcie mi, jak to jest: czy jeżeli człowiek jest w stanie nie grzeszyć przez minutę, to jest również w stanie nie grzeszyć przez godzinę, dzień, 30 dni? Czy są jakieś limity wytrwania bez grzechu? Czy wierzycie w to, że kiedy Jezus otacza Was wciąż swoją opieką, zło nie ma do Was dostępu? Idąc wczoraj do spowiedzi miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony potrzebowałam tej spowiedzi - bo minął miesiąc i na pewno mam jakieś nieuświadomione grzechy, no i jest jeszcze posłuszeństwo Kościołowi, który zaleca spowiadać się raz w miesiącu. Z drugiej strony - iść bez żalu tylko z radością w sercu, nie umiejąc sprecyzować swoich przewinień, nie myśląc o poprawie tylko marząc, by takie łaski trwały jak najdłużej - to się mija z sensem spowiedzi. Z jeszcze innej strony wyliczanie w konfesjonale swoich wad a nie grzechów, to w moim odczuciu taka pańszczyzna - Kościół każe, to powiem jaka jestem zła. Powiedzcie, co o tym myśleć: przydarzyło mi się to pierwszy raz w życiu, zawsze idę do konfesjonału ze 100-kilowym bagażem i dopiero po spowiedzi odzyskuję radość pojednania. Tym razem szłam do spowiedzi czując się całkowicie w jedności z Panem Jezusem. Czy gdzieś zbłądziłam?

Nie zbłądziła Pani, bo niby dlaczego? Nie 30 dni, ale całe życie można żyć bez grzechu, jeśli przez grzech rozumie się zerwanie wszystkich kontaktów z Bogiem, czy też bronienie się przed Bogiem na wszystkie możliwe sposoby. Owszem, różnie nam się nasze pożycie z Bogiem układa. Raz jest lepiej, raz gorzej, jak np. w małżeństwie, ale z tego nie wynika, że gdy jest gorzej, to zaraz jest to coś strasznego. Poza tym, po co wszystko posypywać popiołem? Jest dobrze, niech będzie dobrze, jeszcze się Pani nacierpi, bo zwykle tak jest, że po radościach przychodzą smutki, ale i wtedy tez trzeba głowę nosić wysoko. Odradzam jednak zastępowanie odmawianiem modlitw naszych codziennych obowiązków, bo można zdewocieć, albo grzeszyć obżarstwem duchowym. To tak na marginesie. Świeta Faustyna mówi, że do codziennych obowiązków winniśmy iść z taką samą pobożnością, jak na mszę. Pozdrawiam. Wacław Oszajca SJ

* * *

086. Szczęść Boże, Dotychczas moje życie opierało sie na dążeniu do pieniędzy, na władzy i mimo 18 lat tak naprawdę bierzmowanie, które przyjąłem, było tylko w tamtym czasie na pokaz, powiem szczerze jak to wielu twierdzi, byłem "wierzący ale nie praktykujący" - i w pewnym momencie mojego życia poczułem cos niesamowitego - usłyszałem głos Pana Boga i to tak silny głos - że zacząłem chodzic do Kościoła, przestrzegać postu w piatki - często mam ogromną przyjemność gdy chodzę do msze w tygodniu. Codziennie jednak głos ten nasila sie - mówimy mi co jest złe a co dobre. Niedługo kończę szkołe średnią i tak naprawdę poważnie zaczynam myśleć o wstąpieniu do seminarium nie wiem jednak czy moja przeszłość mi na to może pozwolić z drugiej strony chciałbym założyć rodzinę i znaleźć dobrą pracę - tym samym nie wiem co mam robić - boję sie że jeżeli wybiorę jedno mogę żałować do końca życia , że np. nie poszedłem do seminarium.. Popełniłem wiele grzechów szczególnie grzechów nieczystości i tak naprawdę nie mogę sie przełamać - boje sie pojsc do spowiedzi mimo ze w glebi duszy wiem , że dzięki niej moja dusza oczyściłaby sie i czułbym sie lepiej. Proszę o pomoc co tak naprawdę mam robic - czuję sie jak między młotem a kowadłem?

Co było, to było i nie ma to większego znaczenia, a ze złej przeszłości trzeba wyciągać dobre wnioski. Święty Ignacy z Loyoli radzi, żeby z taką samą gorliwością z jaką grzeszymy - gdy już wreszcie zrozumiemy żeśmy grzeszyli - zabrać się do robienia czegoś dobrego. Bardzo też dobrze, że stajesz wobec dylematu – małżeństwo czy celibat, a więc być prezbiterem diecezjalnym, czy zakonnym, czy też się ożenić. Dobry chrześcijanin wybiera bowiem nie tyle między złem i dobrem, co między trudniejszym dobrem, czyli szczęściem, i łatwiejszym. Z czego nie wynika, że szczęście małżeńskie jest łatwiejsze od kapłańskiego, czy zakonnego.
Spowiedzi się nie bój, nawet gdy spowiednik Cię nie zrozumie, czy też w inny sposób źle potraktuje. Jest to mało ważne. Załatwiłeś bowiem już sprawę z Chrystusem, przyznałeś mu przecież rację, więc spowiedź to już tylko sprawa pomiędzy Tobą i Kościołem. Kościół, a właściwie jego przedstawiciel spowiednik może Cię skrzywdzić, ale tym się nie przejmuj, bo jeśli w Kościele nie byłoby miejsca dla nas, nieudanych spowiedników, to i Ty nie miałbyś szans na znalezienie się w tymże Kościele. Czuj się więc dobrze, znalazłeś Chrystusa, a to znaczy, że znajdziesz również Kościół i swoje miejsce w nim. Powodzenia. Wacław Oszajca SJ

* * *

087. Mam 16 lat i pewien problem dotyczący przyjmowania Komunii Św. Kilka razy w tygodniu zdarza mi się popełnić grzech ciężki. Zawsze żałuję, staram sie poprawić i wytrwać jak najdłużej, ale nie udało mi się jeszcze ostatecznie poprawić. Czy więc muszę się spowiadać co tydzień przed przyjęciem Komunii Św. lub jej nie przyjmować w razie nie wyspowiadania się? Zazwyczaj spowiadam się co miesiąc. Jesli ciężko zgrzeszę przyjmuje Komunię Św. nie w każdą niedzielę, i tylko (jak mniemam) w poważnej intencji. pozdrawiam

Witaj! Porozmawiaj o tym z księdzem, u którego będziesz się spowiadał. Inaczej patrzymy na grzechy, nawet z tych, które określamy jako ciężkie, jeśli są one popełniane sporadycznie (a w każdym razie nieczęsto), a inaczej powinniśmy podejść, jeśli jest to grzech nałogowy. Z tego, co piszesz, można przypuszczać, że ten Twój grzech to nałóg. Inna jest wtedy kwalifikacja moralna takiego czynu. Owszem, obiektywnie grzech pozostaje grzechem, ale jeśli ktoś nałogowo wpada w ten sam grzech, to znaczy, że ma w poważny sposób osłabioną wolę i wtedy należy inaczej podejść do sprawy. Mówiąc trochę inaczej: na ile człowiek popełniający jakiś grzech w sposób nagminny czyni to w sposób wolny? Bo wolność w czynieniu czegoś jest ważna przy ocenie moralnej postępowania. Spróbuj sobie postawić to pytanie: czy jesteś wolny w tym, co robisz? Ważne, byś się nie załamywał i byś nie dał się zastraszyć przez ten grzech. Najlepiej, jak przedstawisz spowiednikowi Twoją sytuację, częstotliwość tego grzechu, jeśli porozmawiacie dłużej na ten temat. Myślę też, że dobrze byłoby, gdybyś miał jednego stałego spowiednika. Wtedy temu księdzu łatwiej będzie Ci doradzać, bo z czasem będzie Cię lepiej znał.
Pozdrawiam serdecznie, Norbert Frejek SJ

* * *

088. Miesiąc temu byłem pierwszy raz u spowiedzi po trzech latach nieobecności. Teraz rowniez chciałbym pójśc, ale nie wiem jak potraktowac pewien problem nie tyle duchowy, co może moralny, a moze jest to jedynie skrupuł. Otóż tę spowiedź po trzech latach traktowałem jako spowiedź generalną . Problem jednak w tym, ze nie wiem czy traktował ją równiez tak spowiednik. Poza tym po spowiedzi stweirdziłęlm,ze dzisiaj o pewnych grzechach powiedziałbym inaczej bądź też niektóre sprawy potraktowałbym jako grzech. Równiez w trakcie tej spowiedzi miałem wrażenie , że jakoś wystąpiłem przeciw czwartemu przykazaniu, ale za Chiny nie potrafiłem sobie przypomniec jakiegoś grzechu przeciw temu przykazaniu i nic nie mówiłem chyba jak pamiętam, o tym choc może mnie pamięc zawodzi w tym wypadku. Tak więc nie wiem czy moja spowiedź była ważna. Poza tym po spowiedzi przypomniały mi sie juz konkretne grzechu dotyczące na przykład rodzićów. Szczerze powiedziawszy moje sumienie z jednej strony mówi mi zeby te wszystkie watpliwości zostawic,że nie było moja intencją nic utajniać;tylko ,że zdrugiej strony w Katechizmie napisano,ze jeśli się zapomniało jakiegos grzechu cięzkiego, to nalezy o nimnanastęspnej spowiedzi powiedziec. Tylko ze wtedy spowiedź bedzie dla mnie meczarnią, bo ciągle bedą mi się przypominały sprawy z przeszłości. Prosze więc o porade, co robić. arek

Witam,
Najważniejsza jest intencja spowiadającego się. Jeśli traktował ją Pan jako spowiedź generalną, to była to spowiedź generalna. Świadomość spowiednika czy była to spowiedź generalna czy też nie, nie jest istotna. Nie ma rozgrzeszeń generalnych i mniej generalnych. Jest jedno rozgrzeszenie. Informacja o tym, że ktoś przystępuje do spowiedzi generalnej jest tylko pomocą dla spowiednika, ale nie zmienia natury spowiedzi.

Jeśli chodzi o zapominanie grzechów, to już chyba raz to pisałem – bardzo mądra jest formuła kończąca spowiedź „więcej grzechów nie pamiętam, za WSZYSTKIE serdecznie żałuję”. Jeśli jest ona wypowiedziana szczerze, jeśli spowiedź poprzedził solidny rachunek sumienia, to przecież żal za grzechy obejmuje wszystkie grzechy, czyli również te zapomniane. Podobnie też ma się sprawa z rozgrzeszeniem. Wyznanie przy kolejnych spowiedziach zapomnianych grzechów z poprzedniej spowiedzi jest bardzo delikatne: czasem pomaga uporządkować życie i wówczas jest to słuszne; czasem jest zwykłym, aczkolwiek męczącym skrupułem i wtedy jest szkodliwe. Po to Kościół w swej mądrości wprowadził formułę żalu za grzechy także te zapomniane (podobnie jak w Starym Testamencie była ofiara za grzechy ewentualnie czy bezwiednie popełnione), by nie wpaść w pułapkę skrupułów. One nie mają nic wspólnego z sakramentem pojednania. Proszę, zatem szczerze przed Bogiem rozważyć, czy wracanie do zapomnianych grzechów, może pomóc uporządkować Pana życie. Jeśli tak, to warto o tym powiedzieć przy ostatniej spowiedzi. Jeśli nie, to proszę traktować to jako skrupuł. Tak czy inaczej proszę być pewnym, że rozgrzeszenie, które Pan otrzymał dotyczyło także grzechów zapomnianych. Pozdrawiam serdecznie i życzę spokoju ducha. Tomasz Kot SJ

* * *

089. Szczesc Boze. Mam pytanie. Jak dobrze przeprowadzic rachunek sumienia? Ile nalezy poswiecic na niego czasu? Czy nalezy wnikliwie czytac i rozwazac kazde pytanie, czy odpowiadac na nie szybko i przechodzic do nastepnego? (spowiadam sie co miesiac). Pytam sie o to, gdyz w ostatni pierwszy piatek mies. tych grzechów jakos malo sobie przypomnialem i wiele z nich to byly takie chyba sprawy niewielkiej wagi. Co zrobic, zeby tym razem przypomniec sobie jak najwiecej i nie miec poczucia, ze moze czegos jeszcze sobie nie przypomnialem, nie wyznalem tego. Z góry bardzo dziekuje. Maciej

Prosze Pana, oczekuje Pan od nas rzeczy niemozliwych. Kto z nas moze odpowiedziec Panu ile czasu powinien Pan poswiecic na rachunek sumienia? Jezeli spowiada sie Pan co miesiac to pewno nie uzbiera Pan grzechów tyle by "zawiezc je fura" do kofesjonalu. Czy martwi Pana to,ze jest ich za malo? I jeszcze jedno prosze robic codzienny rachunek sumienia - jest to w zasadzie warunek "swiadomego" zycia, a nie bedzie Pan mial takich klopotów i dylematów. Gdy mówie o potrzebie, a nawet koniecznosci codziennego rachunku sumienia to wielu sluchajacych tego, uwaza mnie za szalenca, a przeciez gdybym powiedzial zeglarzowi patrz na przyrzady pokladowe raz na miesiac to by powiedzial "chyba cos z toba nie tak". Robienie rachunku sumienia codziennie jest patrzeniem na przyrzady pokladowe i stwierdzanie "czy jestem na dobrym kursie". Pozdrawiam Adam Pietrzak

* * *

090. Szczesc Boze. Przystepuje do Sakramentu Pojednania co miesiac - uwazam, ze taka czestotliwosc mobilizuje mnie do spojrzenia na siebie, do pracy nad soba. Staram sie co pare dni robic rachunek sumienia. Ale czasami jest tak, ze zbliza sie czas spowiedzi i nie wiem co mam powiedziec, albo bardzo niewiele (bardzo blache przewinienia - np. jedynie na poziomie mysli, ze sie wkurzylam na kogos). Wiem, ze nie jest to prawda, ze nie mam grzechu - ale nie umiem dostrzec go. Jednym z przygotowan do dobrej spowiedzi jest modlitwa do Ducha Swietego o swiatlo, rachunek sumienia. Ale co mam zrobic kiedy patrze i nic nie widze. CHOC WIEM, ZE TO NIE PRAWDA. Czy mam zrezygnowac ze spowiedzi ? Czy jednak powinnam pójsc i powiedziec spowiednikowi, ze pomimo przygotowania nie umiem spojrzec na siebie w prawdzie. A drugim pytaniem jest ze to normalne, ze mam takie odczucia przed spowiedzia jak: wielki strach, kilka dni przed boli mnie brzuch, czesto jak juz jestem przy ksiedzu i zaczyna sie spowiedz mam pustke w glowie, nie wiem jak zaczac, czesto kiedy sie przygotowuje ogarniaja mnie mysli, ze np. to a to jest takie glupie, ze nie warto zawracac glowe ksiedzu - i mam wyrzuty sumienia, ze wogóle przychodze; ze z tego nie musze sie spowiadac itd. Czy w czasie spowiedzi dobrze jest mówic o stanie swojego ducha ? Czy spowiedz jest tylko przeproszeniem Boga za konkretne chwile ? Tak jak sama nazwa wskazuje- Sakrament Pojednania. Ale ja czesto mówie na spowiedzi "co mi w duszy gra" i taka spowiedz przeradza sie w rozmowe. Dziekuje za odpowiedz i pozdrawiam, z Bogiem - Hanna

A niby dlaczego rachunek sumienia ma zawsze odslaniac przed nami tylko i wylacznie, i przede wszystkim, ciemna, zla strone naszej duszy? Przeciez rachunek sumienia ma byc modlitwa, a wiec mocniej wiazac nas z Bogiem przez to, ze zobaczymy, co dobrego Bóg uczynil w nas i przez nas. Co dobrego Bóg uczynil dzieki naszym staraniom, wysilkom, naszym zdolnosciom, pomyslowosci, ofierze, wreszcie jak trzeba to i poswieceniu. Z tego odkrytygo dobra trzeba sie cieszyc i za nie Bogu, ludziom i sobie, dziekowac. Wcale nie musimy wiec wciaz w sobie znajdowac zla. Mozna, i nie jest to wcale jakis wyjatek, bez grzechu, czyli w przyjazni z Bogiem. Owszem, czasami jest nam z Bogiem lepiej, czasami gorzej, czasami ta wiez jest mocniejsza, czasami slabsza, ale jest i z tego tez sie trzeba cieszyc. A przede wszystkim wierzyc, ze bez wzgledu jak my przyjazn do Boga przezywamy, on swoja przyjazn do nas przezywa jednakowo. Kocha nas i juz, tyle!
Nie sadze wiec, by Pani potrzebna byla comiesieczna spowiedz. Jesli juz, to rozmowa duchowna i to nie koniecznie z prezbiterem. Moze byc kazdy inny czlowiek, który tez stara sie myslec i postepowac, czyli zyc, po Bozemu.
Troche mnie niepokoja te fizjologiczne przedspowiedziowe objawy. Tym bardziej nie radzilby czestych spowiedzi.
Jednym slowem, prosze mniej meczyc siebie, a wiecej radowac sie zyciem i Bogiem. Nie dla grzeszenia zostalismy stworzeni, ale dla pomnazania dobra. Pozdrawiam.
Waclaw Oszajca SJ


Home | Z Katechizmu | Stałe Konfesjonały | Literatura | Porady | Inne