|
Formacja sumienia - cz. 9 081. Szczesc Boze! Nurtuje mnie sprawa, z która nie moge sobie poradzic. Jakis czas temu bylam "swiadkiem" jak moja kolezanka, przystapila zaraz nastepnego dnia po Poniedzialku Wielkanocnym (wtedy miala miejsce pielgrzymka maturzystów na Jasna Góre) do komunii sw. , mimo, ze wczesniej oznajmila mi, ze w poniedzialek nie poszla na msze sw, z powodu obawy przed tradycyjnym oblewaniem. Ja niestety nie zwrócilam jej uwagi, ze chyba nie powinna przystepowac do komunii sw, i to wlasnie trapi mnie do tej pory i nie moge sobie z tym poradzic. Po tym zdarzeniu juz kilka razy przystepowalam do spowiedzi, ale za kazdym razem nurtuje mnie pytanie, czy te spowiedzi byly wazne (choc wyjawilam na nich mój problem), mimo, ze po nich i tak nie mialam odwagi poruszyc tej kwestii z ta osoba (tym bardziej, ze od tego czasu minelo juz kilka lat i nie wiem nawet, czy ona bedzie wiedziala o co chodzi). Niedawno zreszta dowiedzialam sie, ze obecnosc na mszy w Poniedzialek Wielkanocny nie jest obowiazkiem, ale w momencie , gdy wyzej opisane wydarzenie mialo miejsce nie wiedzialam o tym i bylam przekonana, ze jest obowiazkiem (zreszta osoba, o której mowa tez z pewnoscia nie wiedziala, ze obowiazku takiego nie ma) i uznalam jej czyn za swietokradzki (choc nie mnie to oceniac). Prosze mi poradzic, czy powinnam porozmawiac z ta osoba, czy zostawic to wszystko w rekach Pana Boga , i czy spowiedzi moje byly wazne? Drugi problem polega na tym, ze nie oddalam rzeczy pozyczonej (wartosc jej nie jest duza ok 12 zl), a to z powodu braku kontaktu z osoba od której ja pozyczylam. Gdybym bardzo sie postarala, pewnie udaloby mi sie ustalic adres tej osoby, ale byloby to raczej klopotliwe. I mój koleny problem, czy moje spowiedzi byly wazne, czy powinnam je powtórzyc, gdyz rzecz o której mowa pozyczona zostala kilka lat temu i od tego czasu kilkakrotnie bylam u spowiedzi, po czym dalej tej rzeczy nie oddawalam. Musze jeszcze dodac, ze fakt, iz tej rzeczy nie oddaje, nie wynika bynajmniej z tego, ze chce ja zatrzymac i nie chce jej oddac, tylko z pewnych utrudnien ze skontaktowaniem sie z ta osoba. Przepraszam za zawilosci tej wypowiedzi i prosze o odpowiedz mailowa. Z góry dziekuje. Z Panem Bogiem. E.K Niechze Pani machnie reka na te zawilosci. Prosze tez nie stawiac sobie pytania o spowiedz, czy byla wazna, czy nie, ale cieszyc sie, ze Pan Jezus przez spowiednika, podczas spowiedzi, dal Pani znak, ze ani on, ani jego Kosciól, nie dosc, ze nie gniewaja sie na Pania, to jeszcze milo im, ze doszlo do pojednania. Tym mnozeniem pseudoproblemów psuje sobie Pani smak chrzescijanskiej radosci. Prosze tez nie tropic w naszych bliznich potkniec, bo nikt z Pania nie bedzie mógl wytrzymac dluzej jak trzy minuty. Cierpliwosc jest piekna cecha chrzescijanina. Pozdrawiam. Waclaw Oszajca SJ * * * 082. Moje zycie religijne jest jak cztery pory roku. Nie jestem równa - zawsze taka sama. Po spowiedzi - wiosna - niesmiala, jeszcze niezbyt pewna siebie ale swieza i pelna nadziei. Potem lato - dojrzala, goraca milosc do Pana Jezusa, gotowa na wszystko. Jesien - przyzwyczajenie, oczywistosc. GRZECH i to jest zima - mrozna z wichrami mysli, przygnebienie z powodu zdrady, slabosci. Czasami trwa dlugo, jest wielkim cierpieniem.Trudno skorzystac z sakramentu pokuty. Chcialabym, zeby wszystko bylo inaczej - spokojnie, normalnie ale niestety nie jest i nie umiem sobie z tym poradzic. Przez mysl o nieuchronnosci popelnienia grzechu stracilam radosc i spontanicznosc. Duzo sie dowiedzialam i nauczylam dzieki temu Forum. Licze na wasza pomoc. Krystyna Witaj. Napisalas ze przez mysl o nieuchronnosci
popelnienia grzechu stracilas radosc i spontanicznosc. Owszem,
grzech/grzechy sa w pewien sposob nieuchronne, kiedy stopniowo nasza
relacja z Bogiem staje sie uspiona i coraz slabsza (taka jesienna pora).
Kiedy juz nieszczescie sie wydarzy, choc tyle sobie obiecywalismy i
postanawialismy, i rzeczywiscie sie staralismy wydaje sie nam, ze Bog tym
razem juz zapewne nam nie przebaczy. W sercu utrwalamy obraz Boga
urazonego i karzacego, pragnelibysmy pojednania ale wydaje sie nam to nie
prawie niemozliwe (pora zimy). Ze taki obraz Chrystusa Jezusa jest
falszywy, przeczuwamy - nie mniej w takich okresach smutku, przygnebiena -
sami siebie najczesciej przekonujemy ze jest inaczej i poddajemy sie
pokusie odwlekania momentu pojednania. * * * 083. Jakie moga byc podstawy zle uksztaltowanego sumienia, które moze byc albo nadwrazliwe lub niewrazliwe? Pozdrawiam Ksztaltowanie sumienia odbywa sie m. in. poprzez edukacje moralna (intelektualna), poznanie prawa moralnego z uzasadnieniem odpowiednich norm, troske o rozwój zycia modlitwy, towarzyszenie duchowe, wysilek ascetyczny, zycie sakramentalne czlowieka. Jesli w którejs z pozycji sa pewne braki lub nadinterpretacje, bardzo latwo wpasc w niewrazliwosc czy nadwrazliwosc sumienia. Wieslaw Faron SI * * * 084. Czy jest jakaś rada na utratę wiary? Wiara uchodzi ze mnie jak z przebitego balonika. To znaczy wierzyć chcę, nawet bardzo, ale wobec tego, dokąd zaufanie Bogu mnie doprowadziło, po prostu nie mogę. Bliskość dobrego Ojca, który wprowadza w ślepą uliczkę, sprawia ból nie do zniesienia. A najciekawsze jest to, że mam taką pewność Jego miłości, że nie wierzę, by się obraził, gdy Go zostawię. Przeżywa Pan/i bardzo piękny czas dochodzenia do
własnej wolności i do poszanowania wolności Boga, a więc podstaw wiary.
Prawdziwość naszej więzi z Bogiem, a więc wiary, poznaje się między innymi
po tym, że bywa ciężko, bardzo ciężko. * * * 085. Kochani, wczoraj minął równo miesiąc od mojej ostatniej spowiedzi, więc od rana przygotowywałam się do spowiedzi kolejnej. Długo się modliłam o rozeznanie grzechów, potem próbowałam zrobić 'bilans' grzechów i - o zgrozo - nic mi nie przychodziło do głowy. Szczegółowe rachunki sumienia nie pomagały - na każde pytanie odpowiedź była 'nie'. Cały miesiąc żyłam różańcem, i nawet nie miałam czasu nagrzeszyć. Rachunek typu 'przeanalizujmy co złego zrobiłam wczoraj' nie pomagały również: wczoraj byłam w Ogrójcu, przedwczoraj w Nazarecie, w niedzielę w Emmaus. Przecież nic złego tam zrobić nie mogłam, cały czas byłam przy Jezusie i Maryi. Zaczęłam zastanawiać się nad zaniedbaniami. Znalazłam parę, ale mówienie o nich wydawało mi się skrupulanctwem. W dodatku jak tu żałować zaniedbań, skoro zaniedbałam drobiazgi na rzecz modlitwy. W pewnym momencie poczułam, że to wielka łaska - że Pan Jezus chronił mnie od zła, od grzechu, dzień po dniu, przez cały miesiąc różańcowy. Że był przy mnie cały czas i szatan nie miał do mnie dostępu. Że nie czuję się bezgrzeszna z samej siebie, tylko że taką ochronę od złego, moc, dostałam w tym miesiącu od Boga. Potem pojawił się strach, że chyba najgorszym grzechem jest czuć się bezgrzesznym. Nie móc rozeznać swoich grzechów. Jak się z tego wyspowiadać? Jak wzbudzić w sobie żal, jeśli ten miesiąc był taki cudowny, jeśli dzień po dniu czułam się, jakby Jezus nosił mnie na rękach? I czy to w ogóle możliwe, żeby człowiek tyle czasu non-stop był chroniony przed złem? Pomyślałam, że może w konfesjonale przyjdzie lepsze rozeznanie. Uklękłam i... nic do powiedzenia. Pomyślałam, że najgorzej, jak zacznę wymyślać jakieś grzechy, których nie popełniłam, albo powiem, że na pewno nagrzeszyłam, ale nie wiem jak. W końcu wypaliłam, że nie umiem rozeznać swoich grzechów, że w zasadzie przez ten miesiąc czułam się bezgrzeszna. Przeraziłam się, że biedny ksiądz zaraz wyrzuci mnie z konfesjonału, ale był miły i dobry, zrozumiał mnie - mówił, że zawsze mamy jakieś grzechy lekkie, z którymi musimy walczyć, że nie chodzi o to, żeby szukać dziury w całym, tylko się uświęcać. W końcu wymieniłam parę moich wad, co i tak wydaje mi się dziś naciągane, bo rzeczywiście nie uzewnętrzały się one w tym miesiącu, i jedną kłótnię, która trwała 10 minut i zakończyła się uściskami. Pomyślałam, że mówię jak buchalter. Powiedzcie mi, jak to jest: czy jeżeli człowiek jest w stanie nie grzeszyć przez minutę, to jest również w stanie nie grzeszyć przez godzinę, dzień, 30 dni? Czy są jakieś limity wytrwania bez grzechu? Czy wierzycie w to, że kiedy Jezus otacza Was wciąż swoją opieką, zło nie ma do Was dostępu? Idąc wczoraj do spowiedzi miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony potrzebowałam tej spowiedzi - bo minął miesiąc i na pewno mam jakieś nieuświadomione grzechy, no i jest jeszcze posłuszeństwo Kościołowi, który zaleca spowiadać się raz w miesiącu. Z drugiej strony - iść bez żalu tylko z radością w sercu, nie umiejąc sprecyzować swoich przewinień, nie myśląc o poprawie tylko marząc, by takie łaski trwały jak najdłużej - to się mija z sensem spowiedzi. Z jeszcze innej strony wyliczanie w konfesjonale swoich wad a nie grzechów, to w moim odczuciu taka pańszczyzna - Kościół każe, to powiem jaka jestem zła. Powiedzcie, co o tym myśleć: przydarzyło mi się to pierwszy raz w życiu, zawsze idę do konfesjonału ze 100-kilowym bagażem i dopiero po spowiedzi odzyskuję radość pojednania. Tym razem szłam do spowiedzi czując się całkowicie w jedności z Panem Jezusem. Czy gdzieś zbłądziłam? Nie zbłądziła Pani, bo niby dlaczego? Nie 30 dni, ale całe życie można żyć bez grzechu, jeśli przez grzech rozumie się zerwanie wszystkich kontaktów z Bogiem, czy też bronienie się przed Bogiem na wszystkie możliwe sposoby. Owszem, różnie nam się nasze pożycie z Bogiem układa. Raz jest lepiej, raz gorzej, jak np. w małżeństwie, ale z tego nie wynika, że gdy jest gorzej, to zaraz jest to coś strasznego. Poza tym, po co wszystko posypywać popiołem? Jest dobrze, niech będzie dobrze, jeszcze się Pani nacierpi, bo zwykle tak jest, że po radościach przychodzą smutki, ale i wtedy tez trzeba głowę nosić wysoko. Odradzam jednak zastępowanie odmawianiem modlitw naszych codziennych obowiązków, bo można zdewocieć, albo grzeszyć obżarstwem duchowym. To tak na marginesie. Świeta Faustyna mówi, że do codziennych obowiązków winniśmy iść z taką samą pobożnością, jak na mszę. Pozdrawiam. Wacław Oszajca SJ * * * 086. Szczęść Boże, Dotychczas moje życie opierało sie na dążeniu do pieniędzy, na władzy i mimo 18 lat tak naprawdę bierzmowanie, które przyjąłem, było tylko w tamtym czasie na pokaz, powiem szczerze jak to wielu twierdzi, byłem "wierzący ale nie praktykujący" - i w pewnym momencie mojego życia poczułem cos niesamowitego - usłyszałem głos Pana Boga i to tak silny głos - że zacząłem chodzic do Kościoła, przestrzegać postu w piatki - często mam ogromną przyjemność gdy chodzę do msze w tygodniu. Codziennie jednak głos ten nasila sie - mówimy mi co jest złe a co dobre. Niedługo kończę szkołe średnią i tak naprawdę poważnie zaczynam myśleć o wstąpieniu do seminarium nie wiem jednak czy moja przeszłość mi na to może pozwolić z drugiej strony chciałbym założyć rodzinę i znaleźć dobrą pracę - tym samym nie wiem co mam robić - boję sie że jeżeli wybiorę jedno mogę żałować do końca życia , że np. nie poszedłem do seminarium.. Popełniłem wiele grzechów szczególnie grzechów nieczystości i tak naprawdę nie mogę sie przełamać - boje sie pojsc do spowiedzi mimo ze w glebi duszy wiem , że dzięki niej moja dusza oczyściłaby sie i czułbym sie lepiej. Proszę o pomoc co tak naprawdę mam robic - czuję sie jak między młotem a kowadłem? Co było, to było i nie ma to większego znaczenia, a ze
złej przeszłości trzeba wyciągać dobre wnioski. Święty Ignacy z Loyoli
radzi, żeby z taką samą gorliwością z jaką grzeszymy - gdy już wreszcie
zrozumiemy żeśmy grzeszyli - zabrać się do robienia czegoś dobrego. Bardzo
też dobrze, że stajesz wobec dylematu – małżeństwo czy celibat, a więc być
prezbiterem diecezjalnym, czy zakonnym, czy też się ożenić. Dobry
chrześcijanin wybiera bowiem nie tyle między złem i dobrem, co między
trudniejszym dobrem, czyli szczęściem, i łatwiejszym. Z czego nie wynika,
że szczęście małżeńskie jest łatwiejsze od kapłańskiego, czy zakonnego. * * * 087. Mam 16 lat i pewien problem dotyczący przyjmowania Komunii Św. Kilka razy w tygodniu zdarza mi się popełnić grzech ciężki. Zawsze żałuję, staram sie poprawić i wytrwać jak najdłużej, ale nie udało mi się jeszcze ostatecznie poprawić. Czy więc muszę się spowiadać co tydzień przed przyjęciem Komunii Św. lub jej nie przyjmować w razie nie wyspowiadania się? Zazwyczaj spowiadam się co miesiąc. Jesli ciężko zgrzeszę przyjmuje Komunię Św. nie w każdą niedzielę, i tylko (jak mniemam) w poważnej intencji. pozdrawiam Witaj! Porozmawiaj o tym z księdzem, u którego będziesz
się spowiadał. Inaczej patrzymy na grzechy, nawet z tych, które określamy
jako ciężkie, jeśli są one popełniane sporadycznie (a w każdym razie
nieczęsto), a inaczej powinniśmy podejść, jeśli jest to grzech nałogowy. Z
tego, co piszesz, można przypuszczać, że ten Twój grzech to nałóg. Inna
jest wtedy kwalifikacja moralna takiego czynu. Owszem, obiektywnie grzech
pozostaje grzechem, ale jeśli ktoś nałogowo wpada w ten sam grzech, to
znaczy, że ma w poważny sposób osłabioną wolę i wtedy należy inaczej
podejść do sprawy. Mówiąc trochę inaczej: na ile człowiek popełniający
jakiś grzech w sposób nagminny czyni to w sposób wolny? Bo wolność w
czynieniu czegoś jest ważna przy ocenie moralnej postępowania. Spróbuj
sobie postawić to pytanie: czy jesteś wolny w tym, co robisz? Ważne, byś
się nie załamywał i byś nie dał się zastraszyć przez ten grzech.
Najlepiej, jak przedstawisz spowiednikowi Twoją sytuację, częstotliwość
tego grzechu, jeśli porozmawiacie dłużej na ten temat. Myślę też, że
dobrze byłoby, gdybyś miał jednego stałego spowiednika. Wtedy temu księdzu
łatwiej będzie Ci doradzać, bo z czasem będzie Cię lepiej znał. * * * 088. Miesiąc temu byłem pierwszy raz u spowiedzi po trzech latach nieobecności. Teraz rowniez chciałbym pójśc, ale nie wiem jak potraktowac pewien problem nie tyle duchowy, co może moralny, a moze jest to jedynie skrupuł. Otóż tę spowiedź po trzech latach traktowałem jako spowiedź generalną . Problem jednak w tym, ze nie wiem czy traktował ją równiez tak spowiednik. Poza tym po spowiedzi stweirdziłęlm,ze dzisiaj o pewnych grzechach powiedziałbym inaczej bądź też niektóre sprawy potraktowałbym jako grzech. Równiez w trakcie tej spowiedzi miałem wrażenie , że jakoś wystąpiłem przeciw czwartemu przykazaniu, ale za Chiny nie potrafiłem sobie przypomniec jakiegoś grzechu przeciw temu przykazaniu i nic nie mówiłem chyba jak pamiętam, o tym choc może mnie pamięc zawodzi w tym wypadku. Tak więc nie wiem czy moja spowiedź była ważna. Poza tym po spowiedzi przypomniały mi sie juz konkretne grzechu dotyczące na przykład rodzićów. Szczerze powiedziawszy moje sumienie z jednej strony mówi mi zeby te wszystkie watpliwości zostawic,że nie było moja intencją nic utajniać;tylko ,że zdrugiej strony w Katechizmie napisano,ze jeśli się zapomniało jakiegos grzechu cięzkiego, to nalezy o nimnanastęspnej spowiedzi powiedziec. Tylko ze wtedy spowiedź bedzie dla mnie meczarnią, bo ciągle bedą mi się przypominały sprawy z przeszłości. Prosze więc o porade, co robić. arek Witam, * * * 089. Szczesc Boze. Mam pytanie. Jak dobrze przeprowadzic rachunek sumienia? Ile nalezy poswiecic na niego czasu? Czy nalezy wnikliwie czytac i rozwazac kazde pytanie, czy odpowiadac na nie szybko i przechodzic do nastepnego? (spowiadam sie co miesiac). Pytam sie o to, gdyz w ostatni pierwszy piatek mies. tych grzechów jakos malo sobie przypomnialem i wiele z nich to byly takie chyba sprawy niewielkiej wagi. Co zrobic, zeby tym razem przypomniec sobie jak najwiecej i nie miec poczucia, ze moze czegos jeszcze sobie nie przypomnialem, nie wyznalem tego. Z góry bardzo dziekuje. Maciej Prosze Pana, oczekuje Pan od nas rzeczy niemozliwych. Kto z nas moze odpowiedziec Panu ile czasu powinien Pan poswiecic na rachunek sumienia? Jezeli spowiada sie Pan co miesiac to pewno nie uzbiera Pan grzechów tyle by "zawiezc je fura" do kofesjonalu. Czy martwi Pana to,ze jest ich za malo? I jeszcze jedno prosze robic codzienny rachunek sumienia - jest to w zasadzie warunek "swiadomego" zycia, a nie bedzie Pan mial takich klopotów i dylematów. Gdy mówie o potrzebie, a nawet koniecznosci codziennego rachunku sumienia to wielu sluchajacych tego, uwaza mnie za szalenca, a przeciez gdybym powiedzial zeglarzowi patrz na przyrzady pokladowe raz na miesiac to by powiedzial "chyba cos z toba nie tak". Robienie rachunku sumienia codziennie jest patrzeniem na przyrzady pokladowe i stwierdzanie "czy jestem na dobrym kursie". Pozdrawiam Adam Pietrzak * * * 090. Szczesc Boze. Przystepuje do Sakramentu Pojednania co miesiac - uwazam, ze taka czestotliwosc mobilizuje mnie do spojrzenia na siebie, do pracy nad soba. Staram sie co pare dni robic rachunek sumienia. Ale czasami jest tak, ze zbliza sie czas spowiedzi i nie wiem co mam powiedziec, albo bardzo niewiele (bardzo blache przewinienia - np. jedynie na poziomie mysli, ze sie wkurzylam na kogos). Wiem, ze nie jest to prawda, ze nie mam grzechu - ale nie umiem dostrzec go. Jednym z przygotowan do dobrej spowiedzi jest modlitwa do Ducha Swietego o swiatlo, rachunek sumienia. Ale co mam zrobic kiedy patrze i nic nie widze. CHOC WIEM, ZE TO NIE PRAWDA. Czy mam zrezygnowac ze spowiedzi ? Czy jednak powinnam pójsc i powiedziec spowiednikowi, ze pomimo przygotowania nie umiem spojrzec na siebie w prawdzie. A drugim pytaniem jest ze to normalne, ze mam takie odczucia przed spowiedzia jak: wielki strach, kilka dni przed boli mnie brzuch, czesto jak juz jestem przy ksiedzu i zaczyna sie spowiedz mam pustke w glowie, nie wiem jak zaczac, czesto kiedy sie przygotowuje ogarniaja mnie mysli, ze np. to a to jest takie glupie, ze nie warto zawracac glowe ksiedzu - i mam wyrzuty sumienia, ze wogóle przychodze; ze z tego nie musze sie spowiadac itd. Czy w czasie spowiedzi dobrze jest mówic o stanie swojego ducha ? Czy spowiedz jest tylko przeproszeniem Boga za konkretne chwile ? Tak jak sama nazwa wskazuje- Sakrament Pojednania. Ale ja czesto mówie na spowiedzi "co mi w duszy gra" i taka spowiedz przeradza sie w rozmowe. Dziekuje za odpowiedz i pozdrawiam, z Bogiem - Hanna A niby dlaczego rachunek sumienia ma zawsze odslaniac
przed nami tylko i wylacznie, i przede wszystkim, ciemna, zla strone
naszej duszy? Przeciez rachunek sumienia ma byc modlitwa, a wiec mocniej
wiazac nas z Bogiem przez to, ze zobaczymy, co dobrego Bóg uczynil w nas i
przez nas. Co dobrego Bóg uczynil dzieki naszym staraniom, wysilkom,
naszym zdolnosciom, pomyslowosci, ofierze, wreszcie jak trzeba to i
poswieceniu. Z tego odkrytygo dobra trzeba sie cieszyc i za nie Bogu,
ludziom i sobie, dziekowac. Wcale nie musimy wiec wciaz w sobie znajdowac
zla. Mozna, i nie jest to wcale jakis wyjatek, bez grzechu, czyli w
przyjazni z Bogiem. Owszem, czasami jest nam z Bogiem lepiej, czasami
gorzej, czasami ta wiez jest mocniejsza, czasami slabsza, ale jest i z
tego tez sie trzeba cieszyc. A przede wszystkim wierzyc, ze bez wzgledu
jak my przyjazn do Boga przezywamy, on swoja przyjazn do nas przezywa
jednakowo. Kocha nas i juz, tyle! |
Home | Z Katechizmu | Stałe Konfesjonały | Literatura | Porady | Inne |