Spowiedź święta

Literatura - artykuły

Home | Z Katechizmu | Stałe Konfesjonały | Literatura | Porady | Inne

seks - cz. 1

www.spowiedz.pl zrobiłem w 2001 roku w odpowiedzi na najczęściej stawiane pytanie na forum pomocy www.katolik.pl:  
- Czy to grzech?
moderator forum pomocy
i pielgrzym www.pielgrzymka.org

Co Kościół może wiedzieć o seksie?
Michał Lewandowski

Kiedy liczy się tylko to czy można używać prezerwatywy, czy nie, to chrześcijaństwo przemienia się w potworka, który zamiast głosić nadzieję i radość, wszędzie dopatruje się grzechu i zepsutego nieczystością świata.

Pomieszane przykazania

Usłyszałem kiedyś, że przykazania zostały podane w takiej kolejności celowo. Śmiałem się z tej teorii, mówiąc, że Bóg nie mógł inaczej podyktować Mojżeszowi "dziesięciu słów" niż w dziesięciu punktach. Siłą rzeczy jedne musiały być przed drugimi. Inaczej nasz umysł by tego nie przyswoił. Potem zrozumiałem, że byłem głupi i więcej tak nie mówiłem. To że pierwsze jest pierwsze, a szóste jest szóste nie jest dziełem przypadku, ale konkretnie zaplanowaną drogą.

Dekalog posiada dwie wyraźne części. Pierwsze trzy przykazania są poświęcone Bogu, pozostałych siedem człowiekowi. To pokazuje, że nie możemy dobrze wypełniać przykazań, które regulują nasze życie z innymi ludźmi, jeśli przedtem nie zrozumiemy, o co chodzi w tych, które dotyczą Boga.

Mówiąc inaczej, zachowanie pozostałych siedmiu przykazań (w tym szóstego) możliwe jest wtedy, kiedy poważnie traktujemy pierwsze trzy: Bóg jest zawsze na pierwszym miejscu, Jego Imię traktowane z szacunkiem, niedziela jest dniem, który poświęcamy Jemu.

Tylko seks w głowie

Kilkanaście lat temu przeżyłem swoje pierwsze nawrócenie i dużo czytałem o chrześcijańskiej moralności. Miałem wrażenie, że większość artykułów w sieci, które znajdowałem na katolickich portalach, dotyczyło seksu. Zupełnie jakby liczyło się tylko jedno, szóste przykazanie, a pozostałe były dodatkiem do niego.

Papież Franciszek zauważa ten problem. W książce "Polityka i społeczeństwo" (która ukazała się 6 września 2018 r. na rynku francuskim) mówi o zbyt dużym koncentrowaniu się chrześcijan na seksualnej moralności.

"To wielkie niebezpieczeństwo dla kaznodziejów i wykładowców, którzy popadają w mierność" - powiedział Franciszek. "To jest poniżej pasa" - dodał. Zauważył także, że "grzechy ciała są najmniejsze wagi" ponieważ "ciało jest słabe", a najbardziej niebezpiecznymi grzechami są te, które "pochodzą z umysłu". "Wydają się nie zwracać uwagi na dużo poważniejsze grzechy, jakimi są: nienawiść, zazdrość, pycha, próżność, zabójstwo czy odbieranie komuś życia" - stwierdził papież.

Podchodzenie z uwagą do tego, co Kościół mówi o seksie to świetna sprawa, ale kiedy zaczyna się liczyć tylko to czy można używać prezerwatywy, czy nie, a cała Ewangelia i jej piękno pozostają w cieniu, to chrześcijaństwo przemienia się w potworka, który zamiast głosić nadzieję i radość, wszędzie dopatruje się grzechu i zepsutego nieczystością świata.

Pszczółki i motylki

To jeden problem - zbytnie przywiązanie do grzechów związanych z seksem. Inny, to mówienie o nim językiem, którego współczesny człowiek nie jest w stanie zrozumieć.
Kiedyś kolega opowiadał mi o ślubnym kazaniu, którego był świadkiem. Ksiądz porównał łoże małżeńskie do ołtarza, na którym dokonuje się sakrament, wskazał, że między Eucharystią, a seksem w małżeństwie jest bardzo wiele wspólnego, ponieważ w jednym i drugim przypadku dochodzi do "stania się jednym ciałem". W czasie mszy Kościół jest mistycznym ciałem Jezusa, w czasie seksu - wiadomo.

Ze studiów teologicznych jeszcze coś pamiętam, więc wiem, że pojęcie łoża małżeńskiego, które jest "ołtarzem małżonków" pojawiało się tu i ówdzie. Używanie takiego sformułowania jest poprawne, ale dla współczesnego człowieka, który lubi konkretny język, w ogóle nie zrozumiałe.

Jestem sobie w stanie wyobrazić, że zamiast mówić o "ołtarzu małżeńskim", "jednym ciele", "mistycznym zespoleniu" (czasem mam wrażenie, że używamy tych sformułowań dlatego, że boimy się nazywać rzeczy po imieniu), ksiądz w czasie homilii użyje słowa "orgazm". Nie jest ani wulgarne, ani nieznane, ot medyczne i w pełni opisujące rzeczywistość.

Seks jest dobry

Seks został stworzony przez Boga i jest częścią człowieka. Adam Szustak OP lubi przypominać, że pierwsze słowa Boga do człowieka brzmiały: "idźcie i rozmnażajcie się", czyli "idźcie na seks". To nie pełna grzechu sfera, w której szatan czeka na każdym kroku, nie romantyczna zabawa w "pszczółki" i "motylki". Seks to jeden z najważniejszych elementów życia ludzi. Nie może stać na pierwszym miejscu, nie może stać na ostatnim.

Idąc za słowami papieża proponuję mały eksperyment. Kiedy kolejnym razem pójdziesz się spowiedzi, zacznij od rachunku sumienia w którym na pierwszy miejscu nie będzie nieczystego seksu, ale zwyczajny, może trochę nudny fakt, że nie kochałeś ludzi w dostatecznie dobry sposób.

Źródło: klik

* * *

001. Ile można przed ślubem? Gdzie jest granica grzechu?

Zadziwiające, jak w dzisiejszych czasach, z jednej strony, mówi się tak dużo o wolności, a z drugiej chce się uciec od odpowiedzialności. Poszukiwanie jasnego prawa, które by regulowało bycie we dwoje przed ślubem, jest często taką ucieczką od odpowiedzialności. Chrześcijaństwo nie polega doprawdy na perfekcyjnej znajomości doskonałego prawa, ale na żywej relacji z Bogiem, która - obiektywizowana we wspólnocie Kościoła - umożliwia dokonywanie właściwych wyborów. Moim zdaniem, narażamy Ewangelie na śmieszność, kiedy staramy się - w imię Ewangelii właśnie - określić, czy chłopak może pocałować tylko w policzek, a może w kolano, a może w udo, a może w jeszcze cos innego, żeby nie było grzechu...
Przekroczenia granic w tak delikatnej kwestii jak kontakt z chłopakiem nie da się wymierzyć za pomocą linijki. Trzeba tu wrażliwości, wyobraźni i żywego kontaktu z Bogiem. Jeśli autentycznie się modlisz, to będziesz wiedziała... Rzeczywistość grzechu to nie moralna matematyka. Co prawda, dawniej niektórzy moraliści starali się precyzyjnie określić regiony ciała, gdzie można pocałować druga osobę, a gdzie już nie można, ale - na szczęście - to już historia. Jeśli sumienie cos ci wyrzuca, to podziel się tymi wyrzutami ze spowiednikiem lub inna, doświadczona w sprawach wiary osoba.
Prawo czy linijka nie zastąpi dobrze uformowanego sumienia. Sumienie można "przekabacić", ale to nie znaczy, że sformułowanie jakiejś reguły załatwia sprawę. Przecież naprawdę nie trzeba dużej wyobraźni, aby wyobrazić sobie grzeszenie we dwoje bez orgazmu. Co więcej, takie robienie wszystkiego, aby tylko nie doprowadzić sie do orgazmu (bo to rzekomo granica grzechu), może być po prostu żałośnie śmieszne, jeśli nie obłudne.
Twoim problemem nie jest tak naprawdę seks, ale kontakt z Bogiem. Legalistyczne, a zarazem karkołomne poszukiwanie krętych granic grzechu może być jedynie ucieczka od Boga i od siebie samej. Nie myśl, co by tu zrobić, żeby cos zrobić, a nie zgrzeszyć, ale o tym, jak być czysta w oczach Boga.
Wiem, ze moja odpowiedz to nie to, czego oczekujesz, ale może oczekujesz nie tego, czego należałoby oczekiwać!?
Z modlitwa. Dariusz Kowalczyk SI

---------------

Do klasycznej wypowiedzi ks. Kowalczyka dodałbym własną refleksję. Pytający (tu i w innych miejscach) o to, co można a czego nie można, odkąd jest grzech a dokąd nie (szczególnie w sprawach seksu) tak naprawdę przychodzą do Kościoła z pytaniem o własną intymność. Tym samym wystawiają ją na widok, poddają ocenie ogółu. Rodzi się taka zależność, jeśli jest pytanie, to powinna być odpowiedź. I Kościół, ustami swoich wiernych i kapłanów, odpowiada. Tak jak potrafi najlepiej ale odpowiada. Odpowiedzi są różne, czasem bardzo kontrowersyjne, czasem bardzo bezpośrednie. I wtedy słychać reakcję (z reguły nie są to osoby pytające): "Kościół włazi nam z butami do sypialni, zagląda pod kołdrę, wara!!!". No i trochę racji mają. Rodzi się paradoksalna sytuacja. Z jednej strony pytanie-odpowiedź a z drugiej przełamanie (na własne życzenie) pewnej bariery intymności, upublicznienie jej. To musi przynieść konkretne skutki.

Pytanie co robić? Po pierwsze to nie spać na niedzielnej Mszy tylko uważać. Bo akurat w ostatnią niedzielę czytano fragment Ewangelii wg św. Mateusza (18,15-20) który ukazuje drogę postępowania bardzo wyraźnie, pozwolę go sobie przytoczyć więc in extenso:

"Jezus powiedział do swoich uczniów: Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.
Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich
".

Wnioski dla naszego konkretnego przypadku i pytania co wolno a co nie wolno w seksie:
Krok pierwszy - to powinni wyjaśnić sobie sami zainteresowani w cztery oczy, czyli on i ona powinni odbyć szczerą rozmowę albo szereg takich rozmów.
Krok drugi - jeśli to nie przyniesie skutków, do sprawy trzeba włączyć wąskie grono zaufanych: najbliższy przyjaciel, ksiądz, lekarz.
Krok trzeci - publiczne pytanie do Kościoła.
Jeśli i to nie da satysfakcjonującej odpowiedzi to znaczy, że trzeba się poważnie zastanowić, czy życie uczuciowe zainteresowanych warte jest kontynuowania. Nic bowiem na siłę. Jeśli bowiem mamy ciągle wątpliwości i ciągle te same problemy we właściwym przeżywaniu relacji damsko-męskich to może nie brnąć w to dalej, nie rozwijać czegoś, co będzie przynosiło obojgu wątpliwości, cierpienia i targało ich sumieniami. Czyli koniec końców wracacie sami do siebie. Relacja kobieta-mężczyzna też jest Kościołem na bardzo podstawowym, rodzinnym poziomie.
Verba Docent

*    *    *

002. Czy jest możliwe iść do spowiedzi i Komunii świętej w momencie, gdy żyje się z kimś bez ślubu. W moim przypadku, planujemy wziąć ślub, ale jeszcze nie w najbliższych miesiącach. Jednocześnie chciałbym przyjać Komunię w okresie Wielkanocy. Czy popełnie grzech? W czasie spowiedzi musiałbym wyznać grzech "nieczystości" i obiecać poprawę. Nie żebym tego nie chciał, ale mam świadomość, że ta poprawa nie nastąpi. Jest to troche taki grzech strukturalny, bo trudno nie zgrzeszyć śpiac z kims w jednym łóżku. (nie "zwalam" winy na "struktury", tylko opisuje sytuację)

Kościół na różne sposoby dba o wspólnotę swoich wiernych. Zadaniem pasterzy Kościoła jest troska o czystość wiary i obyczajów. Dlatego też przyjmuje się pewne zasady, które wierni winni przestrzegać. Zasady te bowiem chronią całą grupę przed ewentualnym zgorszeniem, utratą (osłabieniem) wiary, rozluźnieniem życia religijnego... Kościół bardzo poważnie traktuje związek małżeński, a co za tym idzie sprawy związane ze współżyciem seksualnym. Chodzi bowiem o odpowiedzialność przed sobą, drugą osobą, wspólnotą, Bogiem. Jeśli ktoś nie spełnia podstawowych warunków, które dopuszczają każdego ochrzczonego do korzystania z pewnych uprawnień w Kościele, to wtedy mamy do czynienia z zawieszeniem. Np. osoby, które są w tzw. wolnych związkach pozbawia się możliwości przystępowania do sakramentu Eucharystii. Tego typu sankcje nie należy odbierać, jako karę (ktoś mnie skrzywdził), ale jako szczególny sygnał wskazujący na potrzebę zmiany - jeśli oczywiście ktoś chce w pełni uczestniczyć w życiu Kościoła. Czasami zdarza się, iż osoba jest bardzo religijna i ma dużą świadomość obecności Jezusa w Ciele Eucharystycznym. Niemożność przystąpienia do Komunii w takim przypadku może być bardzo bolesna. Ale jest to wtedy dodatkowy bodziec do zmiany swojego postępowania. I właśnie o taką postawę chodzi. Sytuacje życiowe czasami są bardzo skomplikowane. Nie zawsze ludzie chcą, lub nie zawsze potrafią dokonać przełomu. Wtedy nadal należą do wspólnoty Kościoła, nadal są zobowiązani do wychowania dzieci w duchu wiary... i nadal Kościół się o nich troszczy. Przypadek, który został opisany, żywi nadzieję, że w przyszłości dojdzie do zawarcia związku małżeńskiego. Wtedy też będzie możliwość pełnego uczestnictwa w życiu sakramentalnym. W momencie jeśliby Pan zdeklarował się na zrezygnowanie ze stosunków seksualnych i zrobił wszystko, aby ich unikać - np. nie spanie w jednym łóżku, to istnieje możliwość przystąpienia do spowiedzi, Komunii. Tej deklaracji w tym przypadku nie ma, więc z przyjęciem Eucharystii należy poczekać do momentu zawarcia związku małżeńskiego. Zachęcam do życia w duchu modlitwy, otwartości serca na działanie miłości Bożej. Szczęść Boże. Andrzej Gęgotek, jezuita.

*    *    *

003. Szczesc Boze, chcac przygotowac sie dobrze do spowiedzi przegladalam te strone. Sytuacja osoby z poprzedniego pytania dotyczy takze mnie, mianowicie: tez zyje w tzw wolnym zwiazku z chlopakiem planujemy wziac slub. Czy do momentu slubu nie moge korzystac z sakramentów? W odpowiedzi na pytanie mojego poprzednika ksiadz powiedzial ze jesli wystrzega sie wspólzycia to korzystanie z sakramentów jest mozliwe. W moim przypadku tak jest, nie powiem ze nie dochodzi do niego wogóle ale sporadycznie i dlatego ze wiem ze nie powinno tak byc-bez slubu. Czy tez powinnam wstrzymac sie ze spowiedzia i Komunia Sw? Czy jesli nie bede przystepowala do komunii to nie bedzie to dodatkowym grzechem??
W tym okresie przystepowalam do Komunii, bo nie wiedzialam ze niepowinnam, czy tez zgrzeszylam? Bardzo prosze o odpowiedz. Ela.

Daj Boże! Po przeczytaniu Twojej wypowiedzi sugerowałabym nie odkładanie na bliżej nieokreśloną przyszłość sakaramentu spowiedzi. Postaraj się wtedy możliwie prosto i jasno przedstawić swoją i chłopaka sytuację - wspólne mieszkanie, plan zawarcia związku małżeńskiego jak i przystępowanie do sakaramentów świętych.
Przystępowanie do Komunii Świętej w stanie grzechu ciężkiego jest świętokradztwem. Jeżeli będziesz miała więcej wątpliwości przy rachunku sumienia i żalu z za grzechy to proszę pisz lub umów się najpierw na rozmowę z kapłanem - która pozwoliłaby Tobie na określenie i zrozumienie Twojej relacji do Boga i ludzi. Na podstawie Twojego krótkiego i trochę (wybacz)niespójnego listu trudno się dokładniej wypowiedzieć. Serdecznie pozdrawiam. Barbara Karpińska.

*    *    *

004. Bylam bardzo zdziwiona slyszac od kolezanki, ze mimo braku nawet proby postanowienia wstrzymania sie od sexu przedmalzenskiego, jest to wybaczane. Jesli czegos nie uznajemy grzechem to i z tego sie nie spowiadamy, wiec rownie dobrze mozna przemilczec dany temat. Czy nie uznajac czegos za grzech, jest nam to wybaczone?

Trudno wnikac w to, co zostalo powiedziane na spowiedzi: co powiedziala penitentka i co jej powiedzial spowiednik. Spowiedz jest zamknieta sekretem. Trzeba rozróznic: co innego jest nie uznawac czegos za grzech (mimo, ze Kosciól naucza inaczej), a co innego nie wiedziec, ze cos jest grzechem (ignorancja zawiniona lub nie). Trudno by mi jednak bylo uwierzyc, aby w dzisiejszych czasach ktos z katolików nie wiedzial, co Kosciól naucza nt. wspólzycia przedmalzenskiego. Ktos moze subiektywnie uwazac, ze czyniac cos, jednak nie popelnil takiego czy innego grzechu, ale Dekalog to nie jest "widzi mi sie" ksiedza czy papieza, tylko norma obiektywna, bo pochodzaca od samego Pana Boga. Owszem, sumienie pozostaje instancja oceniajaca, tam czlowiek podejmuje ostateczna decyzje, ale sumienie powinno oceniac w oparciu o jakiejs normy. Jakie normy i czy to jest Dekalog? Jesli wiec ktos przy zdrowych zmyslach popelnil jakis czyn moralnie zly i wie co narobil, ale nie uwaza tego za grzech, to bym sie najpierw pytal o stan sumienia takiej osoby i o poziom jej swiadomosci religijnej. Zanim bym prosil, by ta osoba sie zastanowila nad waznoscia i godziwoscia albo w ogóle nad sensem takiego spowiadania sie, wlasnie najpierw bym sie pytal w oparciu o co uwaza, ze sex przedmalzenski nie jest grzechem. Tu wracamy do poczatku: to ta osoba wie, co powiedziala na spowiedzi i co jej odpowiedzial spowiednik. Dla osoby spowiadajacej sie to sumienie pozostaje miejscem podejmowania decyzji. Mozna by sie dalej zastanawiac nad stopniem odpowiedzialnosci moralnej takiej osoby, ale pozostaniemy w sferze teorii, bo nie znamy tej osoby i jej wiary, zycia moralnego, stanu formacji religijnej: o tym wie spowiednik.
Pozdrawiam, Norbert Frejek SJ

*    *    *

005. Czy osoba po rozwodzie świeckim żyjąca w związku (ślub cywilny) może przystępować do sakramentu spowiedzi i komuni św.? Tomasz

Taka osoba, jesli wspolzyje ze swoim cywilnym malzonkiem, nie moze przystepowac do Komunii sw. Jesli nie chce zmienic swojej sytuacji, kaplan nie powinien udzielic jej rozgrzeszenia. Dariusz K. SI.

*    *    *

006. Kto się gorszy byle czym niech dalej nie czyta, bo właśnie wychodzę z siebie, choć postaram się trochę utemperować język bo mogą nas czytać dzieci. Byłem właśnie do spowiedzi. Chciałem się do niej solidnie przygotować. Spowiadam się z tego, co: (1) wyrzuca mi sumienie, (2) z tego co Kościół (nasz - rz.k) uznaje za grzech, choć ja nie czuje tu, choćbym nie wiem jak chciał być małostkowy, wyrzutów sumienia, a robię to tylko dlatego że Chrystus powiedział: "komu odpuścicie grzechy są im odpuszczone, komu zatrzymacie są im zatrzymane" J 20, 23. Jestem młodym, jeszcze samotnym facetem, nie z własnego wyboru. I tu jest całe nieszczęście. Oto bowiem za każdym razem mam się spowiadać z tego, że nie mogę jeszcze realizować swojej płciowości w małżeństwie (co jedynie jest w/g nauczania Kościoła Rzymskokatolickiego bezgrzeszne) i że mam problem z zagospodarowaniem swojego popędu i rozwiązuję to w sposób, podobno grzeszny, "samodzielnie", mimo że wcale nie z przywiązania, ale tylko po to żeby to przestało męczyć i przynajmniej na parę dni się ode mnie odczepiło. A "to" robić już grzech i do tego podobno ciężki (chyba dlatego że Kościołem rządzi jeszcze wiele osób którym pobożni katecheci wmawiali że od tego... "wysycha" stos pacierzowy - czyli kręgosłup). Współżycie z dziewczyną - też grzech i to jeszcze cięższy podobno. Ślub, w moim przypadku, albo nie ma mowy, albo - jak teraz np., nie ma z kim. Nawiasem mówiąc traktowanie jako grzech ciężki onanizmu, przynajmniej w tym zakresie jaki mnie dotyczy kłóci się z katechizmową definicją grzechu ciężkiego, jako w pełni dobrowolnego i świadomego - gdzie ta dobrowolność kiedy wręcz maltretuje (dokładnie tak!!!) nas popęd. To zjawisko dotyczy ponad 90% facetów w moim wieku i trochę młodszych, nastoletnich, a czasem zdarza się też, jak jest w jednym z pytań, w... małżeństwie. Mimo to w czasie ostatniej spowiedzi potraktowano mnie jakbym odstawał takim zachowaniem od większości, powiedziano że to zawsze grzech ciężki i dano różne GŁUPIE rady w rodzaju: nosić luźną bieliznę, spodnie, nie przyglądać się płci pięknej, czekać z położeniem się spać aż zacznie się zasypiać na siedząco itp. Stosując je to DOPIERO MOŻNA ZGŁUPIEĆ i to TOTALNIE! Ponieważ rozmowa była jak w przysłowiu: "mówił dziad do obrazu a obraz doń ani razu" tylko sobie pomyślałem: jeszcze brakuje: nie myć się w całości. Bo nawet gdy się do udzielonych rad zastosuję, a wiem to z doświadczenia niestety (bo już takich mądrych spowiedników miałem), wszystko się "zbierze" i odbędzie w trakcie mycia właśnie, pod prysznicem, i to przy zerowym już niemal udziale mojej woli. I co, znowu "grzech ciężki"? Czy myśmy już poupadali na głowy?!! Księdza rozumiem tylko o tyle, że widocznie dla niego to nie był aż tak duży problem, skoro zdecydował się zostać księdzem. Nie ma dwóch jednakowych organizmów - ja np. gdy sobie coś zabronię na jawie, to i we śnie pozostanie zabronione (i odwrotnie), więc u mnie ta metoda też odpada (chyba traktuję to wszystko za poważnie?). I pewnie dlatego też ten Ksiądz nie rozumie tego mojego szarpania się z samym sobą. Dla mnie i większości szeroko rozumianych rówieśników jednak jest problem i u mnie gdyby nie on, kto wie, może nawet za parę lat, wcale nie żartuję, nie wykluczam, że siedziałbym po drugiej stronie kratek. Dlaczego, do jasnej (...) jakiś grożący mi palcem ksiądz ma stawać pomiędzy mną a Panem Bogiem? Palę też papierosy (kilka hurtem też po tej spowiedzi) niestety i pewnie tym (choć staram się nałóg ograniczać) zaszkodzę ewentualnej przyszłej rodzinie, ale akurat z tego spowiadać się nie musiałem. Pewnie jakoś tak umknęło przy układaniu katechizmu... Ponieważ jednak zdarzali mi się w przeszłości też spowiednicy traktujący omawiany problem nieco lżej zapytałem też na tej spowiedzi co o tym sądzić. Odpowiedź: Ja ci mówię że to cudzołóstwo i do Komunii nie wolno, a jak jakiś inny ksiądz kiedyś powie Ci inaczej, to wtedy będzie można przystępować. Koniec cytatu. Mądre, prawda? Cudzołóstwo kojarzy mi się ze zdradzaniem, albo nawet chęcią zdradzania żony lub męża ("kto pożądliwie patrzy..." itd.) a myślę też że i własnej dziewczyny (czy dla dziewczyn: chłopaka), ale nie w tak bardzo i tak SAMOWOLNIE przez Kościół rozszerzonej definicji. Za szczere? Trudno. Lepszy szczery przyjaciel (to nie pomyłka!) od fałszywego wroga. Proszę mi tylko znowu nie pisać że coś próbuję wykrzyczeć i że szukam w Kościele "kozła ofiarnego" który... prześladuje słabszego z mocy urzędu. Nie znoszę obrony przez atak. Nie piszcie mi też że to ja się nadmiernie koncentruję na własnej seksualności. Nie piszcie ze u kobiet stawiam na pierwszym miejscu walory seksualne, co gorsza wygórowane w stosunku do moich odnośnych cech. Kobieta, czy żona, to nie rękawiczka i nie służąca tylko równorzędny i odczuwający człowiek, kierujący się niestety jak każdy młody człowiek zresztą, właśnie głównie atrakcyjnością seksualną płci przeciwnej. Chcę przez to powiedzieć że ewentualne małżeństwo z piękną POD KAŻDYM WZGLĘDEM kobietą wymaga też jej zgodnej woli, a PRZEZ SZACUNEK właśnie jako do człowieka a nie przez wmawiany mi egoizm nie stać mnie na to żeby jakiejś brzyduli (tu mam jakieś szanse), choćbym ją nie wiem jak szanował, zająć całe życie i mówić że ją kocham kiedy nic do niej nie czuję. Może znajdzie jakąś inną i co ważniejsze prawdziwą miłość. To dopiero byłby egoizm, gdybym szukał rozwiązania swojego problemu łapiąc na całe życie jakąś dziewczynę jak... taksówkę w podróż. Dalej, nie traktuje spowiedzi "z doskoku", jak pisze o. Jacek (13.04.2001, 00:04:48), wręcz przeciwnie, czuję się jakbym właził jak skończony cham, w jakichś w zabłoconych butach, co prawda na wyraźne zaproszenie Gospodarza, ale jednak... na dywany, w jakieś sacrum, którego wielkości zupełnie nie pojmuję a wyszukiwanie we mnie win tam gdzie ja ich zupełnie nie czuję nie pozwala mi spokojnie tego sacrum przeżywać. Przy czym moje sumienie wcale nie umarło: gdy komuś czymś czasem dokuczę, odzywa się natychmiast i tak natrętnie i nachalnie że najpóźniej w parę dni muszę to nadrobić. Czy ktoś rości sobie prawo być panem mojego sumienia, albo czy stać go na stwierdzenie inne niż: jak ci się nie podoba, nie musisz być w Kościele rzymskokatolickim? Najgorsze jest to że spowiedź to dla mnie katorga a nie radość i że potem jestem parę dni duchowo chory, co zresztą chyba widać po tym liście. Ale co, nie spowiadać się? Po Komunii stać mnie tylko na krótkie: Panie, pomóż mi to wszystko jakoś poukładać, choć Ci szczerze powiem, ze bladego pojęcia nie mam jakby to się miało stać. Jedyna nadzieja tylko że u Ciebie wszystko jest możliwe. Od dziś zaczynam się namolnie modlić, i niech mnie nikt z Was nie próbuje od tego odwodzić, o otwarcie oczu stanowiącym wykładnię moralności i grzechu dla duchowieństwa i wiernych w Kościele, żeby przestali dręczyć i maltretować młodych ludzi wyrabianiem w nich poczucia winy, STRASZYĆ Panem Bogiem, dawać takie jak wyżej opisywane rady, które prowadzą wprost do stanu odchyleń od normy. Jest w nas, sądząc po ilości młodych w kościele, a przynajmniej we mnie, TOTALNY GŁÓD BOGA i na litość boską, proszę go NIE ZABIJAĆ czynieniem przekleństwa z daru popędu i seksualności - to się niestety wciąż jeszcze robi. Nie potrzeba mi deklaracji, ale kto chce niech się po cichu do takiej modlitwy przyłączy. Nie ma się co bać, to będzie rzecz Pana Boga komu trzeba będzie kiedyś odpuszczać głupotę. Kto ma podobne problemy jak ja, powiem że Kościół, chyba ze strachu przed pomyłką, zawsze potrzebował czasu na zmianę swojego nastawienia do wielu oczywistych lub nowych rzeczy. Pan Bóg za to nigdy nie przestawał być miłosierny, choć wielu próbuje nam, dość udanie niestety, wkładać kij w to Boże miłosierdzie. Drodzy Jezuici. Czytam was na tych stronach i autentycznie bardzo szanuję bo widzę mądrość, odwagę i miłosierdzie właśnie, szczególnie u Ojca Dariusza, którego przepraszam za poprzednią po jego odpowiedzi i obecną nerwową reakcję. Musiałem tak napisać, ja po prostu nie znoszę fałszywego lukrowania. Fałsz i lizusostwo religijne wywołują u mnie odruchy wymiotne, a wg obserwacji obawiam się ze jest trochę ludzi wyznających konformistyczną zasadę, że "dzień bez podlizania się szefowi (tu- Panu Bogu) jest dniem straconym" . Ale jeśli jesteście oburzeni tym co napisałem i gdybyście chcieli znowu mi zarzucać wykrzyczanie moich poglądów, to wiedzcie że czasem krzyk jest ostatecznym wołaniem o pomoc. Nie mam niestety maila żeby do Was napisać i w którym można by czekać na odpowiedź, ale może będzie w przyszłości. Co zrobić? Ludzi mających takie problemy trochę jest. Może postaracie się i zamieścicie listę przykościelnych ośrodków czy osób pomagających, zgodnie ze zdrowym rozsądkiem (a nie wyjeżdżających z radami o spaniu na siedząco czy lekkiej kołdrze) i w zgodzie z religią, np. w 16 obecnych województwach. To jest moje pytanie na koniec tego przydługiego i obiecuję - ostatniego - już listu, przynajmniej w tej sprawie. Pora na pytania i rady głębsze od wyżej przytaczanych i mniej stresujące obie strony, bo to grozi zrobieniem z Pana Boga policjanta, i to niskiego stopnia (i o stosownych do rangi policjanta z kawałów poglądach) w naszych ogłupiałych umysłach i duszach. Pozdrawiam i proszę o modlitwę za mnie i ludzi o podobnych problemach.

Witam. Dobrze byłoby, gdybyś znalazł stałego, mądrego spowiednika, z którym mógłbyś regularnie pogadać. Celowo nie piszę więcej, bo jestem przekonany, że problemy, które podjąłeś, trzeba by przegadać twarzą w twarz. Szukaj stałego spowiednika - to moja rada. Jeśli napisałbys, skąd jestes, to moze moglbym podac jakies namiary na ewentualnego ojca duchownego. Sorry, jesli Cie rozczarowałem ta odpowiedzia. Z Bogiem! Obiecuję oczywiście modlitwę. Dariusz Kowalczyk, jezuita.

*    *    *

007. Szanowni Ojcowie, bardzo dziekuje za ten genialny pomysl, ktorego od dawna w internecie szukalem. Pisze bo jedna sprawa nie daje mi spokoju. Czesto od kilku lat sie onanizuje. Wiem, ze juz byla na ten temat mowa, przeczytalem wszystkie wiadomosci, ale nie znalazlem dokladnej odpowiedzi na moj stan, a bardzo mi na tym zalezy. Z tego co wywnioskowalem z wczesniejszych listow onanizm wcale nie musi byc grzechem ciezkim. Choc zaskoczyla mnie ta wiadomosc pisana przez osobe duchowna, to jednak od dawna wydaje mi sie, ze w moim przypadku nie jest to grzech ciezki, sumienie mi go nie wyrzuca (moze jest zle uksztaltowane) Ale pro imposibilia nemo tenetur. Ale moze probuje sie oszukac-wiec prosze mnie skarcic. Porownuje sie do ludzi, ktorzy m.in pala papierosy. Narazaja oni swoje zdrowie i innych na niebezpieczenstwo i z pewnoscia sie nie spowiedaja z tego i przystepuja do Komuni sw. A ja gdy sie onanizuje, nie robie ani otoczeniu krzywdy ani tak duzej sobie jak palacze. Dlaczego wiec mialbym nie przystepowac do Komuni. Bardzo bym chcial i z zazdroscia patrze na ludzi, ktorzy przyjmuja Pana Jezusa, a ja "wychowany po dawnemu" wole nie ryzykowac i nie ide, choc uwazam, ze niejednokrotnie przystapienie pomogloby mi, bo moze wewnetrzenie nie uwazalbym tego za "zakazany owoc". Zawsze sie tez z tego spowiadam obiecuje poprawe, ale wytrzymam maksymalnie tydzien. W moim wypadku chyba wpadlem w nalog i z tego co wywnioskowalem z listow Ojcow nalog zmniejsza odpowiedzialnosc za czyn, bo za rzeczy niemozliwe sie nie odpowiada. Rozumie, ze moglby byc to grzech ciezki gdybym kupowal odpowiednie do tego czasopisma. Zauwazylem, ze gdy sie wstrzymuje to czasami faktycznie pod naporem wewnetrznym sil zakupie takie. Gdy sie wstrzymuje to ciezko mi sie uczyc bo mysli mam daleko, wiec nie widze dlatego powaznego zla w swoim postepowaniu, bo gdy "sobie ulze" to ani nie wydaje pieniedzy na bardzo zly cel, moge sie uczyc itd. To drugie postepowanie jest chyba mniejszym grzechem niz to pierwsze. Wiec wydaje mi sie, ze ciezko nie grzesze i czy moglbym przystepowac do Komuni sw? I jeszcze jedno. W takim przypadku bylby to grzech lekki, z ktorego spowiadanie sie nie jest obowiazkiem- co wywnoskowalem z odpowiedzi na pytania. Czy to poprawne rozumowanie? Prosze o ustosunkowanie sie do mojego listu i doradzenie mi co mam zrobic. Polecam sie rowniez modlitewnej opiece, ja ze swej strony o niej zapewniam oraz jeszcze raz dziekuje za Wasze istnienie. Student z Poznania Ps. Prosze o opublikowanie mojego listu

Musisz najpierw odpowiedziec sobie na kilka pytan. Czy dobrze Ci z Twoim nalogowym onanizowaniem sie i czy jedynym problemem jest "wdrukowane" poczucie grzesznosci onanisty? Czy chcialbys zyc tak, aby nie musiec sie onanizowac? W Twojej wypowiedzi bowiem cos mi sie nie podoba. Chyba to, ze wyglada na to, iz sprawe stawiasz tak: Powiedzcie mi, ze moj onanizm z takich czy innych powodow nie jest grzechem ciezkim, to ja bede nadal sie onanizowal, ale bede przystepowal do Komunii. Koncentrujesz sie na prawnej stronie zagadnienia. Zacznij od zastanowienia sie nad egzystencjalnym znaczeniem Twoich aktow. Kosciol chce ci powiedziec, ze nie musisz sie onanizowac, i ze wtedy bedzie Ci w gruncie rzeczy lepiej. Problem w tym, czy ta propozycja-obietnica w ogole Ci sie podoba. Moze wyznajesz zasade: "onanizujmy sie, ile wlezie, grunt zebysmy mieli dobre stopnie w szkole". Jesli jednak pociaga Cie perspektywa zerwania z onanizmem, to juz jest cos. To jest jakis punkt wyjscia. Zrobienie miejsca Panu Jezusowi, ktory ma moc wyzwalac nas z naszych nalogow. Wtedy bedzie mozna podjac rozwazanie, czy dana wpadka uniemozliwia przystapienie do Komunii, czy tez nie. Pewno nie jest tak, ze zawsze uniemozliwia. Pozdrawiam. Dariusz Kowalczyk, jezuita.

*    *    *

008. Chciałabym się księdza poradzić. Jestem praktykująca.. Mam chłopaka, z którym współżyję. Nie potrafię z tym zupełnie wygrać. Próbowałam wielokrotnie. On nie jest wierzący, więc nie jest mi łatwo, ale kocham go. NIe chcę przestawać z nim być. Dalej chcę to robić. To dla mnie coś więcej niż seks. Robię to z miłości. Jak w takim wypadku mam iść do spowiedzi i postanawiać, że nie chcę i nie będę tego robić, kiedy wiem że będę. Jest więc to nieszczera spowiedz. Co mam zrobić? Dziękuję za odpowiedź. Szczęść Boże.

Jeśli chcesz być nadal z chłopakiem i chodzić do spowiedzi, to aby spowiedź była ważna musi być żal za grzechy i postanowienie poprawy. To w Twoim przypadku jest trudne, ale nie jest niemożliwe. Jeżeli pogłębisz swoje życie wewnętrzne, to zauważysz, że wszystko, co robisz ma sens wtedy, gdy zostaje odniesione do Boga. Twoja miłość do chłopaka będzie mogła być oczyszczana. Wtedy dopiero będziesz mogła zrozumieć, że otrzymałaś ją od Jezusa i że od Ciebie zależy, co z Nią zrobisz. Będziesz mogła ją pielęgnować i rozwijać, lub używać i niszczyć. Jedno jest pewne. Gdy podejmiesz trud życia prawdziwą Miłością, to nic nie stracisz - poza egoizmem. Proponuję, abyś chodziła do spowiedzi w kontekście tej Jezusowej Miłości. Zawierz Jemu do końca i zawsze postanawiaj poprawę. Nie myśl w tym momencie, że znów w przyszłości będziesz grzeszyć. Ta chwila jest najważniejsza. Stanięcie TU i TERAZ przed Panem -i postanowienie poprawy. Nawet, jeżeli w przyszłości będziesz w wyniku słabości nadal upadać, to jednak zawsze stawaj przed Jezusem z otwartym sercem i z CHĘCIĄ ciągłej poprawy. Nie uciekaj od Jezusa. Nie uciekaj od spowiedzi - bo w ten sposób uciekasz od Miłości. Miłość o której wspominasz wymaga jeszcze pewnych udoskonaleń. Wiele w niej ukrytego egoizmu i lęku o drugą osobę. Osobiście zachęcam Cię do walki o prawdziwy wymiar Miłości. Popatrz, jak Jezus o nią walczył - dla Ciebie. Może będzie rzeczą dobrą (dla Was), aby tą Miłość postawić między Wami. Aby dokonała się przemiana. Może Twój chłopak się zmieni, może prawdziwie pokocha, może odejdzie, może...Czy jako osoba wierząca jesteś w stanie dać odpowiedź Jezusowi? Andrzej Gęgotek, jezuita

*    *    *

009. Ostatnio ksiądz spowiednik nie dał mi rozgrzeszenia z powodów życia w "sytuacji sprzyjającej powstawaniu grzechu". Dla wyjaśnienia: jestem studentem i wynajmuję mieszkanie w kilka osób (wśród nich jest moja dziewczyna, od jakiegoś czasu jesteśmy zaręczeni). Po prostu nie daje mi spokoju to, że nie mam szans na rozgrzeszenie przed skończeniem studiów!? Czy jest tak faktycznie? Czy sama deklaracja poprawy nie jest ważniejsza od okoliczności? Czy to jest stanowisko całego Kościoła czy tylko indywidualizm księdza spowiadającego mnie?

Witam! A czy chodzi o sytuację sprzyjającą grzechowi czy też o sam grzech? Bo to różnica czy mówimy o okolicznościach, które mogą sprzyjać jakiemuś grzechowi, czy też mamy do czynienia z konkretnym grzechem. Trudno mi się wypowiadać o czym mówiliście w konfesjonale (to są sprawy bardzo osobiste i dyskretne, objęte ze strony spowiednika tajemnicą, a i nie wyciągałbym ich na forum). Ale taka uwaga ogólna, która - mam taką nadzieję - pomoże Ci zrozumieć pozycję spowiednika. Aby udzielić rozgrzeszenia potrzeba nie tylko wyznania grzechów, przede wszystkim ciężkich, ale także żalu za popełnione grzechy i woli poprawy, tzn. powzięcia decyzji, aby nie grzeszyć. Powzięcie woli poprawy nie znaczy, że już grzeszyć nie będziemy. Ale idzie tu o dyspozycję wewnętrzną, by (co prawda wiedząc, że jest się słabym) być oderwanym od grzechu, nie chcieć go. Spowiednik pomyślał zapewne (albo to wynikało z Twoich słów), że mieszkając pod jednym dachem z Twoją dziewczyną narażacie się na grzech przeciwko VI przykazaniu. I to chyba byłby stan, który nazwałeś "sytuacją sprzyjającą powstawaniu grzechu" - domyślam się. Proponuję Ci, byś wytłumaczył spowiednikowi sytuację mieszkaniową w jakiej się znajdujecie, dlaczego - tak jest, a nie inaczej. Mam nadzieję, że choć trochę pomogłem. Pozdrawiam. Norbert Frejek SJ

*    *    *

0010. Witam, zamierzam zawrzeć związek małżeński razem z moją narzeczoną, z którą mieszkam już razem od 3 lat. Niestety na pierwszej spowiedzi przedmałżeńskiej zakonnik nie udzielił nam rozgrzeszenia, ponieważ współżyliśmy ze sobą. W związku z tym mam pytanie, czy na kartce z informacją o spowiedzi znajduje się jakaś informacja o tym fakcie? Bardzo chcielibyśmy uzyskać rozgrzeszenie, czy rezygnacja od zaraz ze wspólnego mieszkania coś zmieni? DZIĘKUJĘ

Zakonnik prawdopodobnie nie dlatego nie udzielil Wam rozgrzeszenia, ze wspolzyliscie, ale dlatego, ze nie dopatrzyl sie zalu i postanowienia poprawy (postanowienia, ze do slubu nie bedziecie wspolzyli). Jesli taka szczera wole okazecie, to rozgrzeszenie nie powinno byc Wam odmowione. Jest tu jeszcze problem wspolnego mieszkania. Przyznam, ze spowiednicy stosuja tutaj rozne zasady. Niektorzy rygorystycznie domagaja sie, aby mlodzi przed slubem nie mieszkali razem. Innym wystarczy zapewnienie, ze powstrzymaja sie od wspolzycia. Chodzi o to, ze choc mieszkanie razem nie jest grzechem, to stanowi oczywista okazje do grzechu. Tym bardziej, jesli regularnie wspolzylo sie przedtem. Jesli chodzi o kartke do spowiedzi, to kaplan poswiadcza jedynie fakt spowiedzi. Nie moze napisac, ze nie udzielil rozgrzeszenia, bo to bylaby zdrada tajemnicy spowiedzi. Z modlitwa. Dariusz K. SI.


Home | Z Katechizmu | Stałe Konfesjonały | Literatura | Porady | Inne